Czerwona Wielkanoc
Wielkanoc nie ma stałej daty. To
najważniejsze ruchome święto prawosławnego kalendarza chodzi jak
czółenko między marcem a majem, splatając przy okazji różne ważne daty w
jedno metafizyczne opowiadanie.
Pamiętnego roku 2000, zbiegło się z
zachodnią Wielkanocą, obwieszczając podstawę jedności chrześcijan. W
zeszłym roku, Wielki Piątek przypadł na 9 kwietnia, rocznicę masakry w
Deir Jassin, gdzie żydowscy terroryści
zamordowali dzieci apostołów
na ziemi Chrystusa.
W
roku bieżącym, Niedziela Zmartwychwstania przypada na 1 Maja, splatając
niepotrzebne rozdarcie między Czerwonymi a Chrystusem. Rosjanie, wśród
których świętuję, nazywają to
Krasnaja Pascha (Czerwona
Wielkanoc).
W tym unikalnym kraju (raczej
cywilizacji) tysiące ludzi stoi całą noc na mszach wielkanocnych, a rano
idą na demonstracje pod czerwonym sztandarem. Dla mnie, jak i wielu
Rosjan, 1 Maja przyniósł drugie, niespodziewane wyidealizowanie
wielkanocnego święta.
Przybyłem na ostatnie tygodnie
rosyjskiego Postu i Wielkanoc. Wiosna była niezwykle długa i zimna. Do
niedawna śnieg pokrywał w lesie wiecznie zielone gałęzie sosen i gołe
konary brzóz.
Gruby lód pozwalał wędkarzom przewiercać dziury i łapać ryby do połowy
kwietnia. Było dobrze: Rosja jest piękna jak panna młoda w białej sukni
śniegu i lodu,
a niebieskookie rosyjskie
dziewoczki, z różowymi policzkami, w skromnych futrach, porywają w
mroźny dzień.
Cerkwie z wielokolorowymi
„cebulami” i kopułami zdobią znakomite ikony i freski. W czasach
sowieckich, służyły na składy węgla, sklepy z żelastwem, a w najlepszym
wypadku muzea ateizmu. Czynna cerkiew była rzadkością. Pozostałe tak
zapuszczono, że nie wzbudzały żadnego zainteresowania – brudne, stare
budynki oczekujące zburzenia w momencie budowy nowej trasy. Zburzono
wiele z nich.
Od
1991 roku,
Kościół przystąpił do
wielkiego projektu odzysku ocalałych cerkwi i remontów. Wynik nie mieści
się w głowie. Wczorajsze Kopciuszki stały się Księżniczkami. Nie mogłem
ich rozpoznać – stare kopuły błyszczą złotą powłoką, rozbrzmiewają
dzwony, a wnętrza zostały całkowicie odremontowane. Ocalałe freski
pieczołowicie odrestaurowano, a zrujnowane – namalowano na nowo w
tradycyjnym stylu bizantyjskim.
Monastyry służące za koszary lub
internaty dla młodocianych przestępców
powróciły
do swego przeznaczenia i wielu
młodych, uduchowionych Rosjan przyjmuje święcenia. Odbudowano nawet od
dawna zburzoną Katedrę Św. Zbawiciela w Moskwie, miejsce basenu
pływackiego za sowietów. Tak to Rosjanom powiodło się, gdzie Żydom się
nie udało: odbudowali swą Świątynię.
W ostatnie dni Świętego Tygodnia,
cerkwie były przepełnione dzień i noc. Wierni stali w długich kolejkach
do spowiedzi. W cerkwiach nie ma konfesjonałów, a spowiedź odbywa się
twarzą w twarz w nawie. Komunię z chlebem i nierozcieńczonym winem
otrzymuje się tylko po trzydniowym poście i spowiedzi, podobnie jak w
kościele Apostołów. Poza komunią, prawosławni praktykują
przedwielkanocne namaszczenie, na Zachodzie zarezerwowane dla
umierających.
W Sobotę Wielkanocną, Rosjanki
pieką smakowite ciasta i przynoszą je na poświęcenie przez popa,
więc po południu wnętrze
cerkwi wypełnia zapach przypraw, rodzynków i świeżego ciasta.
Zwyczaj nakazuje zakończyć
post jedzeniem tych słodkawych ciast z twarogiem.
Nocna msza wielkanocna była
bardzo długa,
lecz ludzie nie wychodzili czując,
że nadchodzi upragniona
kulminacja ich długiego, niełatwego
postu. Prawosławny post jest
rzeczywiście bardzo surowy.
Nawet oliwę można spożywać tylko w
niedziele, a o rybie czy nabiale nie myśl. Uciechy małżeńskie są
zupełnie zabronione. Poszedłem do cerkwi w pobliskim monastyrze, wielkim
budynku z początku XX wieku w stylu art
nouveau, z freskami przedrafaelskimi.
Stałem całą noc aż do świtu
wśród modnie ubranych Rosjan ze świeczkami w dłoniach. Na okrzyk popa
Chrystus zmartwychwstał! odpowiadali gromko Zaprawdę,
zmartwychwstał!
Zaledwie kilka godzin później
stałem w tłumie naprzeciw teatru „Bolszoj Opera” (gdzie niedawno byłem
na premierze zamówionej przez teatr nowej opery pt. „Dzieci
Blumenthala”, fascynującego i prowokującego potraktowania
obrazoburczej twórczości Sorokina przez Desjatnikowa, kompozytora z St.
Petersburga),
na demonstracji pierwszomajowej,
słuchając tego samego
okrzyku od lidera-komunisty, a tłum pod czerwonymi sztandarami
odpowiedział: Zaprawdę, zmartwychwstał!
Paradoks?
Niezupełnie. Nawet powszechne wiary
mają lokalny koloryt, a rosyjski komunizm i prawosławie dzielą wspólną
przeszłość. W każdym stadium rozwoju, czy za Prawosławnego Carstwa,
czy w Czerwonej Republice,
Rosjan, którzy dążyli do jedności i braterstwa Człowieka, motywowało
współczucie dla pokrzywdzonych i ich akceptacja. Konsekwentnie odrzucali
Mamona.
Rosjanie gardzą pieniędzmi i
materialnym dobytkiem. Ubóstwo jest dla nich pożądanym znakiem
uczciwości, a nie oznaką społecznego trądu, jak na Zachodzie. Sakiewka
budzi w nich podejrzenie zamiast podziwu. Nadal jest prawdziwe stare
powiedzenie o uduchowionym Wschodzie, przeciwstawnym
materialistycznemu Zachodowi:
kto nie lubi Wschodu, nie kocha
Ducha.
Rosyjscy czerwoni pogodzili się z
Kościołem. Członkowie partii komunistycznej chodzą na msze i praktykują
prawosławne tradycje. Gennadij Zuganow,
lider Komunistycznej Partii
Federacji Rosyjskiej, pogratulował
manifestującym z okazji 1 Maja
oraz Wniebowstąpienia
Chrystusa. Rogozin,
lider odłamowej frakcji „Rodina”,
obecnie dużej partii,
jeszcze bardziej elokwentnie nawiązał do Wielkiej Nocy. Ponieważ
rozmaite czerwone i nacjonalistyczne partie i grupy reprezentują
zdecydowaną większość Rosjan, jest to ważna i dodatnia zmiana od czasu
wysadzania cerkwi w powietrze i prześladowania wiernych.
Jest to dobra zmiana, gdyż utrata
władzy przez czerwonych może tylko znaczyć uduchowienie Rosjan. Rosyjscy
komuniści unowocześnili Rosję,
stworzyli społeczeństwo wzajemnego wsparcia. Nie mogli dać każdemu willi
i cadillaca, więc dali to, co mogli. Każdy miał mniej więcej po równo:
stałe zatrudnienie, darmowe
mieszkanie, elektryczność, telefon, ogrzewanie, komunikację publiczną.
Zapomnieli jednak zadbać o potrzeby duchowe Rosjan.
Zapomnieli o teologicznym Po co
się żyje, a ludzie nie potrafią żyć bez celu. Brak celu stał się
oczywisty, gdy zaspokojono palące potrzeby materialne. Rosjanie przyjęli
komunizm nie dla lepszego życia, tylko dla doskonalenia duchowego.
Kłopoty zaczęły się, gdy pozbawione duchowości sowieckie elity ostatnich
dekad zdryfowały na prawo.
Kochały
Margaret Thatcher
i
Ronalda
Reagana.
Przyjęły światopogląd neoliberalny
na długo przed swym końcem.
Rzeczywiście, na Zachodzie
neoliberałowie rozwiązali kwestię celu życia, stwarzając masowy brak
bezpieczeństwa społecznego.
Ludzie nie będą myśleć o duszy,
jeśli bank może ich wyrzucić z domu. Gorbaczow skopiował to rozwiązanie,
gdy pozwolił rosyjskiemu okrętowi wywrócić się dnem do góry. Poparli go
pro-zachodni reformatorzy.
Zachód jest zróżnicowany, obejmuje
wiele idei i modeli. Ale rosyjscy zwolennicy Zachodu myśleli za wąsko.
Gorliwie przyjęli czikagowską szkołę
Miltona
Friedmana, a gardzili
rosyjskim narodem, historią i tradycją. Sprywatyzowali rosyjską własność
narodową, sprzedali ją kompaniom ponadnarodowym i starali się
zintegrować Rosję jako dostawcę surowców. Ich zwycięstwo nie było jednak
tak zdecydowane i finalne, jakby sobie życzyli.
Po przełomie z 1991 roku, pojawiają
się klarowne znaki odrodzenia historycznego Rosjan, którzy pieczołowicie
restaurują i wypełniają cerkwie na mszach. Pojawiają się historyczne
nazwy, np. aleje imienia sowieckiego lidera,
Kalinina, powróciły do
oryginalnej, religijnej nazwy. Zrobili to zwycięzcy z 1991 roku.
Sowiecka przeszłość też się
przedefiniowuje. Wielkie obchody zwycięstwa nad hitleryzmem (9 Maja) są
wyrazem tych zmian. Liberalni reformatorzy w 1991 roku stwierdzili, że
nie ma różnicy między komuchami a hitlerowcami, między Hitlerem a
Stalinem. Naśmiewali się z kombatantów: Szkoda, że was nie pokonano.
Żylibyśmy jak Niemcy. Zabronili obchodzić 9 Maja, nie z miłości do
Hitlera, tylko z nienawiści do sowieckiej, anty-mamońskiej przeszłości.
W tym roku natomiast, na każdej
ulicy Rosji widać dziękczynne plakaty dla kombatantów za wielkie
zwycięstwo. Ponownie, nie z nienawiści do Niemiec czy nazizmu, tylko dla
pogodzenia się z sowiecką przeszłością. 1 Maja, Zuganow określił Stalina
(i innych przywódców komunizmu) ojcem wielkiego zwycięstwa. Pełno
było jego portretów. To nie to, że Rosjanie chcą gułagów czy więcej
uprzemysłowienia, tylko że Stalin i jego rządy są częścią historii
Rosji. Podobnie francuski reżim Louisa XVIII nazwał Napoleona
Potworem Korsykańskim, lecz wkrótce, w latach 1840tych, zmarły
imperator odzyskał miejsce na Panteonie Francji.
Walce o przyszłość Rosji daleko do
zakończenia. Dopiero się zaczęła. Niektórzy może myślą, że ten wielki
kraj stał się nieważnym, zardzewiałym rurociągiem i konsumentem
chińskich wyrobów i amerykańskich
idei. Rosja żyje.
Rosjanie piszą
doniosłe książki, wciąż nieznane na
Zachodzie. Trzy z ubiegłej dekady, „Ostatni żołnierz imperium”
Aleksandra Prochanowa,
„Niebieski szmalec” Wladimira
Sorokina i „Święta księga
wilkołaka” Wiktora Pelewina,
są tak poczytne, wyzywające i uduchowione, jak „Sto lat samotności”
Marqueza.
Nie ma obecnie na Zachodzie książek i autorów o podobnym statusie. W
prawidłowo urządzonym świecie, te skarby ducha uznano by za wielkie
osiągnięcia ludzkości. Kogo naprawdę obchodzi ropa – zamiast niej,
powinniśmy sprowadzać te książki!
Rosjanie dużo czytają. Następną
pozytywną zmianą od czasów ZSRR jest twórczość i publikacje. Sztywna
władza Partii blokowała napływ idei i książek oraz zatrzymała ich
krajową produkcję.
Zabroniono nawet rewolucyjnych
książek marksistowskich,
chyba że napisane były nudnym
sowieckim językiem.
Dziś w maleńkiej księgarni w
podziemiach Moskwy można za parę rubli nabyć nowe wydania
Guenona i Joyce’a,
Murakami i
Pavica,
Św. Augustyna i Chestertona
– no i pisarzy i filozofów rosyjskich, starych i nowych,
z ich fuzją metafizyki, teologii i polityki,
od przedrewolucyjnych:
Bulgakowa,
Florenskiego,
Rozanowa, po współczesnych:
Aleksandra
Dugina,
Sergieja
Awerintsewa
i Aleksandra
Panarina.
Czułem się jak
Guliwer
w Krainie Olbrzymów: mogłem
dyskutować najbardziej zawiłe kwestie z setkami Rosjan, ryzykując utratę
głębi moich argumentów.
Rosjanie zdają sobie sprawę ze
swych problemów i myślą o nowych rozwiązaniach. Ich problemy są zarazem
naszymi:
upadek ZSRR zbiegł się z
(albo
zapoczątkował) globalną Epoką Lodowcową społecznego zamrożenia. Coraz
więcej ludzi na niegdyś zabezpieczonym Zachodzie schodzi na margines.
Trzeci Świat rozlał się na Nowy Jork i
Londyn. Współczucie jest
zakazane, a poszukiwanie duchowe nie istnieje.
Niedawno zmarły rosyjski myśliciel,
Aleksander Panarin, wierzył,
że prawosławny model upora się z nadchodzącym neoliberalnym
zlodowaceniem, przez wprowadzenie chrześcijańskiego Erosa, jako siły
odnowy Wszechświata. Pisał on, że Rosja może jeszcze raz podnieść
sztandar, wzywając pokonanych, wyrzuconych,
pozbawionych praw,
pognębionych przez nowych Panów Świata.
Jego zdaniem, rosyjskie prawosławie
jest inne i może dać rozwiązanie skołowanej ludzkości, bo skupia się na
Matce Boskiej. Rzeczywiście, Jej wizerunek zajmuje miejsce zwykle
zarezerwowane dla Krzyża w kościołach zachodnich. Jest Ona często
przedstawiana jako Królowa, siedząca na tronie z ukoronowanym
Dzieciątkiem na Jej łonie. Dla
Rosjan, Matka Boska reprezentuje Przyrodę. Jest święta, połączona z
Duchem i niesie Jego w swoim łonie. Miłość Rosjan do Chrystusa, który
jest Duchem Świętym, jest nieodłączna od ich miłości do Matki Boskiej,
która jest Matką Ziemią, oraz do ich Litościwego Rzecznika.
Pan Bóg, ten Bóg Starego
Testamentu, Bóg Sprawiedliwości, jest w rosyjskiej wierze mało obecny.
Gdyby
Dan Brown był kiedyś w
Rosji, nie napisałby „Kodu Da Vinci”,
gdyż żeńska boskość nie jest
tu stłumiona ani zastąpiona. W jego jakże amerykańskim bestsellerze,
Kościół katolicki usiłuje stłumić kult Marii Magdaleny, ponieważ obawia
się kobiecości.
Natomiast Żydzi (ze wszystkich
ludów) chronią i pilnują szczątków Maryi. W rzeczywistości Żydzi nie
mają żeńskich świętych i nie lubią Matki Boskiej bardziej nawet niż Jej
Syna,
podczas gdy Kościół czci Ją i
uwielbia swe święte.
Ale
Dan Brown musiał dopasować
swą zupełnie normalną, prawdziwą i uzasadnioną tęsknotę za
przyziemnym,
uduchowionym
Mediatrixem
do judeochrześcijańskiego, neokalwinistycznego
obrazu świata, gdzie Żydzi mają zawsze rację, a kościół zawsze się myli.
Dlatego przewrócił wszystko do góry nogami. „New
York Times”
rozreklamował go, a publika kupiła. W Rosji nie mógłby się mylić.
Tutaj króluje Matka Boska,
a idee Współczucia oraz Związku z
przyrodą i duchem czekają na wyzwolenie.
Czy tak będzie?
Rosja jest na rozdrożu. Zdobycze
wolnej twórczości, publikacji oraz wolności religijnej są bardzo ważne.
Ale może Rosjanie osiągnęliby je bez
konieczności płacenia
wielkiego rachunku społecznego. Ich majątek narodowy, od ropy i gazu po
ziemie i zakłady przemysłowe, uległy prywatyzacji i zabrała je mała
grupa oligarchów z niezwykle silnymi plecami. Teraz zachodnie firmy
próbują kupić te skarby.
Przemysł Rosji jest w opłakanym
stanie, a proces odprzemysłowienia postępuje bez przeszkód. Rosję,
niegdyś zaawansowane państwo wielkiej nauki i nowoczesnego przemysłu,
przekształcają na dostawcę surowców. Choć wielu Rosjanom dochody z ropy
i gazu względnie komfortowo buforują ten proces,
upadek gospodarczy będzie
nieuniknioną katastrofą.
Rosjanie czują się zagrożeni
agresywnym pędem Ameryki do zdobywania baz wojskowych i wpływów
politycznych w byłych republikach. Pomarańczowa Rewolucja na Ukrainie i
możliwość wejścia sił NATO na zaplecze Słowian, poważnie spotęgowały to
zagrożenie.
Rosyjskie Dżejmsy
Bondy, byli koledzy Putina z
oddziału bezpieki w St.
Petersburgu, mają liczną
reprezentację w aparacie państwowym. Zwykle takich ludzi, podobnie jak
Busha
Seniora, uważa się za
patriotów. Rosjan martwi jednak brak liberalizmu i korupcja, oraz
niezdolność bezpieki do stawienia czoła amerykańskiemu wyzwaniu i
gotowość poddania się żądaniom USA, w tym głośnej kwestii amerykańskiej
obecności przy rosyjskich obiektach nuklearnych.
Media
skupiły się w kilku rękach.
Niby przeciwne Zachodowi znane media państwowe, są także dość
prozachodnie lub podają słabej jakości rozrywkę. Na 1 Maja, czerwoni
domagali się choć jednej godziny swego programu w państwowej telewizji.
To niezmiernie skromne żądanie nie zostanie chyba spełnione. Tymczasem
telewizja nadaje
„Jezioro Łabędzie” i
koncerty rockowe,
unikając dyskusji politycznej.
Czerwoni i nacjonaliści są
niezadowoleni z reżimu, gdyż nie robi dość, by skończyć z oszustwami,
korupcją,
prywatyzacją,
odprzemysłowieniem i
znędznieniem narodu. Mimo że reżim głosi ich hasła,
słowom nie towarzyszy
dzieło. Czerwoni i nacjonaliści nie są jednak w stanie walczyć. Ponieśli
porażkę w 1993 roku, kiedy Jelcyn ostrzelał Dumę i przystąpił do
dyktatury. W 1996
roku,
czerwony lider
Zuganow
wygrał wybory prezydenckie, ale wyniki sfałszowano i
Zuganow nie śmiał
„grać Juszczenki”, siłą odbierając
to, co mu się prawnie należało.
Od tego czasu czerwoni cierpią na
słabość. Może się to zmienić z powodu aliansu z dwoma zewnętrznymi
grupami.
Nowa siła, Narodowa Partia
Bolszewików (NPB) pod przywództwem charyzmatycznego poety,
Edwarda
Limonowa, reprezentuje
wszystko, oprócz wegetarianizmu. NPB,
bardzo młodzi, praktycznie
małolaty lub dwudziestolatki,
mieli kilka spektakularnych akcji:
przejęcie ministerstw, a nawet biura publicznych przyjęć prezydenta
Rosji. Wykonują niezwykłe akty „terroru”: zamiast bomb, rzucają jaja,
zgniłe pomidory i torty w twarze polityków i urzędników, jak w
bufonadach. Władze słusznie przeraziły się i wymierzyły karę 5 lat
więzienia za dobrze wycelowany tort.
Ok. 40 młodych ludzi z
NPB trafiło za kratki,
lecz ich gotowość działania tam,
gdzie inni strzępią języki, uczyniła ich awangardą opozycji. Obecnie
przymilają się do nich komuniści i liberałowie.
Limonow
stał 1 Maja obok Zuganowa
i Rogozina,
przywódców o wiele większych
partii w Dumie.
Druga siła jest zupełnie inna:
nieliczna mieszanka liberałów i neoliberałów.
Ich dwie partie nie mają
nawet mniejszości wymaganej w parlamencie. Też demonstrowali 1 Maja,
nieco z dala od głównych obchodów, parędziesiąt osób. Mają jednak dużo
pieniędzy i silne pozycje w mediach, biznesie i strukturach władzy. Są
również niezadowoleni z Putina, chcą szybszej prywatyzacji, otwarcia
kraju dla obcych inwestorów, sprywatyzowania mieszkań publicznych,
imigracji, likwidacji
ograniczeń poruszania się wewnątrz Rosji,
wycofania się z Czeczenii i
uwolnienia szefa UKOS,
Chodorkowskiego.
Choć ich żądania są diametralnie
przeciwne do żądań
czerwonych i nacjonalistów, obie
grupy tymczasowo utworzyły koalicję przeciw prezydentowi. Czerwoni i
nacjonaliści uważają, że do promocji swego programu potrzebują pieniędzy
liberałów i ich dojść do mediów. Liberałowie potrzebują masowej
mobilizacji przez czerwonych i bojowników z
NPB. W zamian za to,
NPB
porzuciło bardziej radykalne
slogany i opowiada się za większą wolnością i demokracją, amnestią i
ogólnym rozluźnieniem gnębicielskiej policji.
Wszystkie strony nowej sytuacji
wierzą w swe zdolności prymatu.
Liberałowie są pewni, że w końcu zapanują w kraju, lecz podobnie myślą
czerwoni i nacjonaliści. Liberałowie mają chociaż precedens na Ukrainie,
gdzie komuniści i nacjonaliści
poparli Juszczenkę i założyli
proamerykański reżim neoliberalny. W przypadku rewolucji, liberałowie
będą polegać na swych powiązaniach z Zachodem, sile mediów i
doświadczeniu politycznym.
Dlatego niektóre siły rosyjskiej
opozycji wolą popierać prezydenta jako mniejsze zło. Są wśród nich
Left.ru,
nasi moskiewscy przyjaciele, bardzo
dobra grupa, oraz „Eurazja” Aleksandra
Dugina,
ważnego i ogólnie
podziwianego, rosyjskiego prawosławnego myśliciela. Uważają, że
rewolucji użyją ich wrogowie, wrogowie Rosji.
Mówią, że próbowali poprzeć
program liberałów już w 1991 roku i to doświadczenie wyleczyło ich z
wchodzenia w koalicje tego rodzaju.
Ich oponenci mówią, że prezydentem
i tak sterują Amerykanie, więc porzucił rosyjskie interesy na Kubie i
Ukrainie, w Gruzji i Wietnamie. Dokonuje prywatyzacji. Chociaż mówi jak
czerwony nacjonalista, jego czyny wypełniają plany liberałów. Uważają
też, że Pomarańczowa Rewolucja jest nieunikniona.
Amerykanie ją podżegają, a
zwykli ludzie mają dość reżimu. Z pomocą liberałów, mogą wytworzyć
destabilizację i czekać na korzystny obrót spraw.
Wdajmy się w bijatykę, a strategię
opracujemy później –
mówił Lenin.
Ich slogan:
Po lutym,
październik
– aluzja do wydarzeń
pamiętnego 1917
roku. Wbrew powszechnym mniemaniom,
cara obalili nie bolszewicy,
tylko liberalni zwolennicy
Zachodu,
którzy przechwycili władzę w
1917 roku
celem wprowadzenia pełnego
kapitalizmu w Rosji.
Jednak rosyjska dusza była, z racji
wiary, bardzo silnie przeciwna Mamonowi.
Więc kilka miesięcy później,
w październiku, bolszewicy wyrzucili czczących Mamona liberałów. Teraz,
gdy liberałowie liczą na powtórzenie sukcesu ukraińskiego, ich taktyczni
partnerzy mają nadzieję powtórzyć rok 1917.
Ale to nie jest możliwe. Nawet
kilka miesięcy naprzód, nikt nie spodziewał się październikowego
zwycięstwa bolszewików.
Zaiste, liberałowie, zwycięzcy
rewolucji lutowej,
byli w dobrej pozycji do rządzenia.
Aby wygrać, bolszewicy współpracowali ze sztabem niemieckim, żydowskimi
bankierami w Nowym Jorku, a nawet z wywiadem brytyjskim. W końcu jednak
pozbyli się wczorajszych popleczników bez podziękowań.
To jest niebezpieczna gra, ale
takie zwykle są rewolucje. Czy mamy się zadowolić „mniejszym złem”, czy
spróbujemy osiągnąć wszystko? Nie mam jasnej odpowiedzi. Podczas gdy
powrót do rosyjskiego komunizmu jest tak nieprawdopodobny, jak odbudowa
Prawosławnego Imperium –twórcze siły Rosjan mogą jeszcze wypchnąć
ludzkość z obecnego impasu. Trudno zgasić boską iskierkę w duszy
Człowieka. Święty Duch wygra tak
pewnie, jak Chrystus Zmartwychwstał.
Israel Shamir,
Niedziela Zmartwychwstania, Moskwa 2005 r.
tłum. Piotr Bein, copyright
2005
Artykuł ukazał się w „Wir”
nr 11 (czerwiec 2005) http://www.wir.ca
Israel Shamir, od dawna
współpracownik „Wiru” i byłego „Info nurtu”, urodził się w
Nowosybirsku jako wnuk profesora matematyki i potomek rabina z Tiberiasu
w Palestynie. Obecnie mieszka w Jaffie. Zdobywszy wyższe wykształcenie
naukowo-techniczne na prestiżowych uczelniach ZSRR, wyjechał do Izraela
w 1969 roku i był komandosem w wojnie 1973 roku. Jest znany w Izraelu i
Rosji jako dziennikarz, tłumacz literatury (rosyjski, hebrajski,
japoński) i autor książek. Był korespondentem z Londynu i Tokio. Po
powrocie do Izraela pisał w miejscowej prasie i był rzecznikiem
Socjalistycznej Partii Izraela w Knessecie. Jego najpopularniejsza
książka to „Sosna i drzewo oliwne”, o Palestynie i Izraelu.
Pierwsza Intifada (1989-1993) w
Palestynie zastała go w Rosji, skąd pisał o niej. Władze Izraela ukarały
go jednak, gdy nawoływał do powrotu uchodźców palestyńskich i odbudowy
ich zrujnowanych wsi. Wobec drugiej Intifady, Shamir porzucił pracę
literacką i powrócił do dziennikarstwa. Wraz z Edwardem Saidem orędował
za wspólnym państwem Palestyńczyków i Żydów. Jego najnowsze eseje krążą
szeroko w Sieci, którą uważa za wciąż wolny od cenzury środek przekazu.
Można czytać jego prace na wielojęzycznej witrynie
www.israelshamir.net
|