Kubuś Puchatek o imigracji i rasie
Izrael Szamir
Dwóch Ukraińców
ogląda graffiti: Bij Żydów, ratuj Rosję! Jeden z nich pyta: „ Bardzo
dobrze! Ale kto chciałby ratować Rosję?”
Dowcip ten przypomniał mi się, gdy czytałem
wezwania białych nacjonalistów: Zatrzymać imigrację, ratować Białą Rasę.
Idea jest wielka, lecz zamierzony cel w najlepszym wypadku nie ma z tym nic
wspólnego.
Nie trzeba należeć do Białej Rasy, by
rozumieć problemy powodowane przez przesunięcia ludności. Nie trzeba nawet
wierzyć w istnienie klasyfikacji rasowych, by zdać sobie sprawę, że masowe
migracje powodują prawdziwe problemy. Rasistowska argumentacja, kryjąca się za
negowaniem istnienia tego zjawiska, jest w najlepszym wypadku niepotrzebna i
jałowa. Masowa imigracja jest zjawiskiem współczesnym, natomiast mający już 140
rasizm jest i przestarzały i bardzo bolesny.
Przeciwnicy imigracji nie odwołują się do poczucia
rasowej wyższości lub nawet rasowej tożsamości. Czytelnicy Milne prawdopodobnie
pamiętają reakcje Kubusia Puchatka, Prosiaczka i Królika w stosunku do
nowoprzybyłego zwierzątka – Kangurzycy. Powitanie w lesie nie było miłe, dziecko
imigrantki zostało porwane. Historia oczywiście zakończyła się tym, że wszyscy
szybko się zaprzyjaźnili, lecz nawet Milne nie mógłby doprowadzić do
szczęśliwego zakończenia, gdyby do lasu napłynęło tysiące Kangurzyc.
Ludzie, podobnie jak zwierzęta, mają mechanizmy
obronne służące do obrony własnego terytorium i dostępu do zasobów. Mechanizmy
te są teraz celowo zakłamywane jako „rasizm”, lub jako rozpętywanie brutalnych
instynktów pierwotnych, lecz przecież obrona własnego terytorium da się
moralnie obronić.
W Związku Radzieckim mojej młodości, młody człowiek
z innej dzielnicy, zalecający się do dziewczyny miał duże szanse, że pobiją go
miejscowi chłopcy. Pomiędzy dwiema dzielnicami nie było żadnych różnic
etnicznych, rasowych, religijnych, lub nawet socjalnych. Chłopcy z ulicy A nie
myśleli, że są lepsi od chłopców z ulicy B; po prostu bronili dostępu do „swoich
własnych” dziewczyn. Nie był to protekcjonizm ekstremalny, poważne miłości lub
małżeństwa ponad arbitralnymi granicami terytorialnymi były możliwe, lecz
niewinny flirt lub przelotny seks (a seksu socjalistyczny reżym nie zabraniał)
były ograniczone do własnej dzielnicy. Nie było wyjątków od miejscowych zasad
dla cudzoziemców, czyli chłopców innego pochodzenia czy narodowości. Wszelkiego
rodzaju zasiedziali przybysze byli w końcu akceptowani jako swoi, lecz goście
krótkoterminowi zawsze byli uważani za „nieprzyjaciół”, i odpowiednio ich
traktowano. Jest zrozumiałe, że dzisiejsi młodzieńcy bronią „swych własnych”
kobiet, lub „swych własnych” posad. Muszą także zarobić na życie, a
idealistyczne grupy, które pozwalają przyjezdnym przejąć kontrolę, szybko
wymierają.
Masowa imigracja mieści się gdzieś między inwazją i
handlem niewolnikami. Jeśli imigranci rozwijają się pomyślnie, jest to inwazja;
jeśli są poniewierani, jest to niewolnictwo. W każdym wypadku korzyść odniesie
niewielka część populacji miejscowej; w zależności od tego jak rozwinie się
sytuacja, będą oni nazywani „kompradorami” lub „handlarzami niewolników”. W
zasadzie, ludziom bogatym dostaną się pozytywne owoce imigracji, natomiast
wszystko skrupi się na biednych. Jednakże nie wszyscy bogaci odniosą takie same
korzyści. Ludzie bogaci, tak samo jak wszyscy inni, mają różne podejścia do
społeczeństwa, które ich żywi. Można ich podzielić na pasterzy i
drapieżców. Pasterze strzygą swoje stado, natomiast drapieżcy wyrzynają je
do ostatniego, jeśli cena jest dobra.
Za pasterzy można uważać znakomitą rodzinę
szwedzkich przemysłowców, Wallenbergów, skromnych właścicieli 30 głównych
szwedzkich firm, w tym dziewięciu spośród 15 największych w kraju. Ogółem,
rodzina Wallenbergów kontroluje lub jest właścicielem ponad połowy szwedzkiej
gospodarki. Wielkie i unikalne osiągnięcia społeczeństwa szwedzkiego uzyskano
dzięki temu potężnemu blokowi harmonijnie współpracującemu ze związkami
zawodowymi i rządem. Listę drapieżców powinien rozpoczynać Carl Icahn,
wzbudzający strach żydowski korporacyjny rabuś i finansista, który zrujnował
więcej ludzi i przedsiębiorstw, niż ich Wallenberg kiedykolwiek posiadał.
Obecność niczym nie krępowanych drapieżców nie pozwala pasterzom robić tego, do
czego się najlepiej nadają. Ponadto, drapieżcy nie mają oporów przed kierowaniem
swych ofiar do rzeźni.
Masowa imigracja bardzo pomaga drapieżcom.
Imigranci muszą gdzieś mieszkać, a więc ku uciesze bogaczy - ceny nieruchomości
i czynsze wzrastają. W Izraelu, właściciele nieruchomości dzielą swoje stare
mieszkania na mniejsze i podnajmują je imigrantom. W ten sposób zwiększają dwu
lub trzykrotnie swoje dochody, natomiast biedni miejscowi mieszkańcy nie mogą za
rozsądną cenę znaleźć mieszkań o przyzwoitym standardzie. Imigrantom potrzebny
jest kredyt, więc lichwiarzom tylko w to graj, żądają 20% za miesiąc. Tworząc
nadwyżki siły roboczej, imigracja naraża robotników na niepewność.
Mobilna siła robocza jest tańsza: robotnicy są
tutaj, gdy ich potrzebują; a gdy ich nie potrzebują, muszą po prostu odejść.
Jest to jedna z przyczyn, dlaczego Izrael nie przyjmuje robotników
palestyńskich, a zamiast nich importuje Tajów lub Chińczyków. Masowa imigracja
jest potężną bronią w walce klasowej. Importując potencjalnych robotników,
drapieżni właściciele osłabiają klasy pracujące. Istnieje import siły roboczej,
i jak każdy import zmniejsza on wartość produktu miejscowego, tj. płace
tubylców.
Drapieżcy mówią o „twórczym niszczeniu”.
Przedsiębiorstwa, które nie dostosują się do nowych zasad, nie mają dla nich
wartości. Przedsiębiorstwa, które przetrwają, mogą być przemieszczone do Indii
za jednym kliknięciem myszki. Imigracja rozbija wspólnoty. A co lepsze dla
właścicieli, masowa imigracja tworzy drugi front walki klasowej, pomiędzy
klasami pracującymi i imigrantami.
Imigracja w sposób nieunikniony prowadzi do walki o
zasoby: o pracę, o kobiety, żywność i mieszkania. Klasy średnie osiągają pewne
korzyści: mają tańszą służbę domową, tańszych kierowców, niańki, ogrodników,
taniej płacą za seks. Międzynarodówka gejów klas średnich jest w awangardzie
popierania imigracji: niektórzy mogą to tłumaczyć współczuciem, lecz można to
także tłumaczyć ich własnym interesem w posiadaniu dostępu do wielu tanich i
przystępnych partnerów seksualnych. Imigranci nie współzawodniczą z klasami
średnimi, nie mieszkają w ich dzielnicach, prawdopodobnie nie mogą pretendować
na ich stanowiska. Główne uderzenie w tej wojnie spada na robotników, a oni nie
mają czasu lub nie pozostało im nic sił aby toczyć walkę klasową z ludźmi takimi
samymi jak oni.
Robert Putnam
http://www.utoronto.ca/ethnicstudies/Putnam.pdf
odkrył dodatkowe cechy imigracji. Badacz ten, dobrze znany ze swego początkowego
stanowiska proimigranckiego, został zmuszony do stwierdzenia:
Wraz ze
wzrostem różnorodności etnicznej, imigracja i różnorodność etniczna sprzyjają
zmniejszaniu solidarności socjalnej i niszczą kapitał społeczny. W środowiskach
etnicznie zróżnicowanych, mieszkańcy wszystkich ras mają tendencję do
„oklapnięcia”. Zaufanie (nawet do kogoś z własnej rasy) jest niższe; altruizm i
zbiorowa współpraca są rzadsze, przyjaciół jest mniej.
W Stanach
Zjednoczonych, a także w Europie, wewnętrznej różnorodności towarzyszy z zasady
mniejsza spoistość grup, mniejsze zadowolenie i wyższa płynność. Wydaje się, że
większa różnorodność etniczna związana jest z mniejszym zaufaniem społecznym i
mniejszym zaangażowaniem w dobro wspólne.
Putnam analizuje dwie teorie opisujące wpływ
migracji. Teoria Konfliktów zakłada, że „różnorodność sprzyja
nieufności pozagrupowej i solidarności wewnątrzgrupowej. Im więcej zmuszani
jesteśmy do fizycznej bliskości z ludźmi innej rasy lub tła etnicznego, tym
bardziej lgniemy do „swojej własnej” i tym mniej ufamy innym”. Teoria
Kontaktu mówi, że „różnorodność sprzyja tolerancji międzyetnicznej
i solidarności społecznej. Gdy mamy więcej styczności z ludźmi niepodobnymi do
nas, przezwyciężamy naszą początkową nieśmiałość i nieobeznanie i coraz bardziej
im wierzymy”.
W rzeczywistości, wyniki masowych badań Putnama
były bardziej pesymistyczne niż każda z tych teorii. Przy imigracji, ludzie
obawiają się swoich starych sąsiadów tak samo jak przybyszów. „Nasze wnioski
są takie, że różnorodność nie powoduje „złych stosunków międzyrasowych” ani
wzajemnej wrogości grup definiowanych na zasadzie etnicznej. Na odwrót,
członkowie społeczności zróżnicowanych są skłonni do: wycofania się z życia
społecznego, nie ufania sąsiadom bez względu na kolor skóry, oddalania się nawet
od bliskich przyjaciół, do oczekiwania najgorszego od swojej społeczności i jej
przywódców. Jest wśród nich mniej ochotników, mniej dają na dobroczynność i
rzadziej pracują przy wspólnych projektach, mniej ich się rejestruje do
głosowania, częściej poruszają sprawy reform socjalnych, lecz mają mniejszą
wiarę w to, że mogą faktycznie przyczynić się do zmian, a także przesiadują
nieszczęśliwi przed telewizorami”.
Drapieżcy chcą mieć właśnie taką rozbitą,
zatomizowaną, niepewną populację ludzi, znajdujących się w stanie nieustannej
zimnej wojny z samymi sobą, którzy nie gromadzą się i nie dyskutują, nie
organizują się ani nie planują, tylko przesiadują nieszczęśliwi przed
telewizorami. A kim są Panowie Dyskursu, którzy określają treści programów
telewizyjnych? Oczywiście, są to słudzy drapieżców.
Aby obronić swoją politykę niszczenia społeczeństwa
przez napływ obcych, wymyślili i propagują nowe oszczerstwo w postaci słowa
„rasizm”. Ludzie przeciwstawiający się nakazowi masowej imigracji są uważani za
„rasistów” i wyklucza się ich z uczestnictwa w rozpisanym dyskursie
telewizyjnym. „Rasizm” jest stosunkowo nowym grzechem głównym wymyślonym przez
Panów Dyskursu, aby zakamuflować zamiary drapieżców. Rasizm zdefiniowany w
słowniku (skryta, nieracjonalna nienawiść do „niższej” rasy) nie istnieje.
W ciągu sześćdziesięciu lat mojego podróżniczego życia, ja, ciemnoskóry, wąsaty
mężczyzna typu śródziemnomorskiego, nigdy nie zauważyłem żadnej jego oznaki.
Oczywiście, nigdy nie próbowałem drażnić rdzennych mieszkańców puszczaniem
głośnej zagranicznej muzyki, nie praktykowałem w miejscach publicznych obcych
obyczajów, ani nie zachowywałem się celowo prowokacyjnie.
Ludzie rzeczywiście chcą znać i próbują odgadnąć
pochodzenie nieznajomego. Gdyby mi płacono po dolarze za każdym razem, gdy byłem
pytany skąd jestem, znalazłbym się wśród najbogatszych ludzi świata. Żydzi,
bojaźliwi władcy fal eteru, uważają takie pytanie za „atak rasistowski”; chociaż
oni zadają to pytanie o wiele częściej niż ktokolwiek inny. A jest to po prostu
niewinna ludzka ciekawość, nie rasizm: ludzie chcą wykorzystać nadarzające się
spotkania do potwierdzenia ich wyobrażeń o świecie, więc zadają pytania:
Dlaczego Włosi lubią makaron? Czy to prawda, że muzułmanie chcieli wymordować
niewiernych po zbombardowaniu nowojorskich wieżowców 11 września? Dlaczego
Murzyni są najlepsi w sporcie? Jako to się stało, że Żydzi są tacy bogaci?
Jedynie Żydzi obrażają się na takie pytania, ponieważ są zbyt zadufani i nie
wyczuwają, że każdy obcy, niekoniecznie Żyd, jest pytany od czasu do czasu, kim
jest i co go sprowadziło. W przeciwieństwie do rozpowszechnionego wśród Żydów
przekonania, olbrzymia większość ludzkości („goje”) nie myślą tyle i tak często
o Żydach, i z pewnością nie odczuwają bardzo emocjonalnej nienawiści do Żydów -
jako Żydów.
Ludzie stwarzają sobie stereotypy innych ludzi,
lecz nie jest to zły stary rasizm (czyli „irracjonalna” nienawiść). Stereotypy i
uprzedzenia stanowią uprawnioną część naszego życia. Ułatwiają nam życie. Gdy
idziesz ciemnymi ulicami miejskiego getto i zauważysz bandę wyrostków wśród
których nie ma żadnej kobiety, uprzedzenie podpowiada ci, byś ich ostrożnie
ominął. Jeśli włóczęga w łachmanach proponuje ci sprzedaż złotego zegarka,
uprzedzenie radzi ci nie wdawać się w taki interes. Jeśli urocza nieznajoma jest
chętna pójść z tobą do łóżka, uprzedzenie mówi ci, byś użył prezerwatywy – lub
uciekł. Liga Antydefamacyjna (ADL)
słusznie twierdzi, że istnieje stereotyp
„żydowskiej koterii”, która „podżega do wojny”, a także „żydowskich baronów
medialnych”, którzy „wytyczają politykę partii”.
Stereotyp, lub uprzedzenie, zwykle wynika z wielu
nieprzyjemnych doświadczeń osób, które poprzednio nie zwracały na pewne rzeczy
uwagi. Wyrostki z getta mogą cię pobić, włóczęga prawdopodobnie chce się pozbyć
trefnego towaru, bezczelna lafirynda może zarazić tryprem. Natomiast
zorganizowane Żydostwo doprowadziło do wojny w Iraku, a obecnie nawołuje do
bombardowania Iranu, są to:
Daniel Pipes, Norman
Podhoretz i ich kolesie.
Istnieje wielka szansa, że twój średni żydowski
mądrala będzie bardzo antyarabski, prowojenny, antyirański, i w ogóle będzie
trzymał się linii ich partii. Stereotypy Żydów są całkowicie uzasadnione, i
tylko przeciwstawianie się stereotypowi zmieni go.
W końcu XIX wieku, istniał stereotyp Azjatów jako
cherlaków poddających się walkowerem i skazanych na poddanie się Białemu
Człowiekowi. Japończycy nie zgodzili się z tym stereotypem, wzięli się w garść i
zatopili rosyjską eskadrę, potem zrobili to samo z flotą amerykańską na
Hawajach. W połowie XX wieku, istniał stereotyp, że japońskie towary to
„tandeta”. Nie płakali, lecz ciężko pracowali i do lat 1980, japońskie samochody
stały się synonimem jakości. Przypisywany amerykańskim Murzynom stereotyp
kwestionował ich możliwości intelektualne, lecz dali oni Baracka Obamę i Cyntię
McKinney, i teraz to uprzedzenie należy do przeszłości.
Niczym nie uzasadnione słowo „rasizm” jest
pojęciowo najbardziej bliskie krótkoterminowemu pseudorasizmowi czasu wojny. Nie
ma tu żadnej tajemnicy ani irracjonalności. Człowiek, zmuszany do zabijania lub
zażartego przeciwstawiania się drugiemu takiemu jak on sam człowiekowi, musi
bronić swej moralnej uczciwości, zaprzeczając pełnemu człowieczeństwu
przeciwnika. Podczas Wojny Francusko-Pruskiej i późniejszych konfliktów pomiędzy
Francją i Niemcami, powstało wiele rasistowskich opowieści o Hunach i
żabojadach, lecz po wojnie znikały one bez śladu. Czasami wykorzystywano rasę
dla usprawiedliwienia różnic socjalnych. Polscy szlachcice wyobrażali sobie, że
nie są Słowianami, lecz potomkami rasy sarmackich wojowników. Szlachta brytyjska
uważała siebie za Normanów, a nie Sasów lub Celtów. O tych fantastycznych
opiniach powoli zapominano, w miarę jak okazywało się, że różnice klasowe są
nietrwałe.
W Izraelu, na stosunkach Żydów z Palestyńczykami
także ciąży pseudorasizm. Żydzi zdobyli Palestynę w przebraniu „imigracji” i
zamknęli tubylców w gettach. Można spotkać się z wieloma rasistowskimi opiniami
i czynami tych dwóch narodów, ponieważ walczą ze sobą, nie tylko z powodu
„irracjonalnej nienawiści”. W głębi serca, izraelscy Żydzi i Palestyńczycy
odnoszą się do siebie z respektem. Żydzi uwielbiają i chętnie więcej płacą za
arabskie domy, jedzą w arabskich restauracjach, lubią arabską oliwę z oliwek,
natomiast Arabowie podziwiają izraelską bojowość i skuteczność. Miejmy nadzieję,
że pójdą po rozum do głowy i dadzą pełną równość wszystkim, zarówno imigrantom
jak i tubylcom. Rasistowskie opowieści o „strasznych Żydach” i „Arabach-
podludziach” biorą się z wojny, i przeminą wraz z wojną.
Imigracja może być przyczyną bałamutnych opinii.
Ponieważ młodzież pracująca broni prawa do swego miejsca w życiu, więc może ona
stać się ofiarą szczeniackiej rasistowskiej gadaniny. Będzie to zupełnie
naturalne, przy prostackiej reakcji na coś co zagraża jej stylowi życia.
Faktycznym wrogiem tej młodzieży jest drapieżca, który rozpętał strumień
imigracji, lecz znajduje się on poza jej zasięgiem. Frustracja wywoła różną
zjadliwą krytykę, jednak nie będzie to zimny pseudonaukowy „rasizm”
nazistowskich Niemiec, Izraela, i amerykańskich obozów dla Japończyków. Nie ma
potrzeby traktowania tej krótkotrwałej, rasistowskiej gadaniny jak poważnej
dyskusji. Gdy skończy się zimna wojna masowej imigracji, uczucia nieprzyjaźni
znikną bez śladu.
Rasizm nie
istnieje;
w każdym kraju świata pojedynczy cudzoziemiec dowolnej rasy jest mile witany.
Kilku cudzoziemców dodaje trochę koloru i będą oni na pewno tolerowani i
goszczeni przez tubylców. W prowincjonalnej Rosji XVIII wieku etiopski Murzyn
został magnatem, a jego potomek stał się największym poetą rosyjskim. Inny
wybitny poeta rosyjski (i mentor następcy tronu) był synem tureckiego jeńca.
Angielski żeglarz został księciem w Japonii czasu szogunów, natomiast ochrzczony
Żyd był premierem Wielkiej Brytanii. William Dalrymple w swych interesujących
„Białych Mogołach” (White Mughals) opisuje jak wielu Anglików i Francuzów
z powodzeniem zintegrowało się ze społeczeństwem muzułmańskim w Indii Wielkiego
Mogoła, i śledzi powroty ich mieszanego rasowo potomstwa do Anglii, gdzie
spotkał ich wielki sukces. Niewielkie grupki imigrantów nie powodowały masowych
przemieszczeń narodów, i w związku z tym, „rasistowska” obrona nie była
potrzebna.
W moim intensywnym życiu podróżnika miło wspominam
pobyt wśród Japończyków (rzekomo strasznych rasistów), wśród Palestyńczyków
(którzy mają szczególne powody by ostrożnie odnosić się do obcych), i wśród
wielu innych ludzi, od Anglików do Tajów, od Szwedów do Malajów. Wszyscy oni
mile mnie witali i byli gościnni.
Gdy opuściłem Rosję i w końcu lat 1960 przeniosłem
się do Izraela, byłem mile widziany. Jednak w ciągu kilku lat, kiedy fale
rosyjskiej imigracji były coraz to większe, przekształciłem się z pojedynczego
cokolwiek egzotycznego przybysza, w kroplę wielkiej powodzi cudzoziemców.
Wczorajsi imigranci nagle znienawidzili rosyjskich Żydów, gdy ci zaczęli
konkurować o niskopłatne zajęcia i subsydiowane mieszkania. Najpierw byłem
szanowaną osobą, a potem uważano mnie za poszukiwacza niezasłużonych zapomóg.
Ton dyskusjom nadają Panowie Dyskursu, przykręcając w jednym miejscu, i
pozwalając na więcej w innym. Sterują sporem dla własnych korzyści.
Czuję wiele sympatii dla imigrantów. Byłem chwilami
miotany falami masowej imigracji, i nie wspominam tego mile. Imigracja masowa
jest nieporozumieniem, należy jej unikać za wszelką cenę. Lepiej pozostać we
własnym kraju wśród przyjaciół mówiących twoim językiem. Jeśli już musisz się
gdzieś przenieść, wyjeżdżaj tam gdzie cudzoziemcy stanowią nieliczną nowość.
Społeczeństwa ZSRR i Kuby oparte na solidarności
nie zezwalały na imigrację i emigrację. Miały rację. Imigracja niszczy
solidarność, natomiast emigracja prowadzi do drenażu mózgów. W tych
socjalistycznych społeczeństwach nie było żadnego rasizmu, ponieważ jego
obywatelom nie zagrażały fale masowych imigracji.
Jako masowy imigrant nigdy za swoje niepowodzenia
nie winiłem „rasizmu” miejscowej ludności. Byłem częścią fali inwazyjnej, a
nasze przybycie wyrządziło miejscowej ludności wiele realnych krzywd, ponieważ
faktycznie wiele na tym stracili. Potem było coraz więcej fali imigracyjnych, w
wyniku czego musimy teraz więcej płacić za mieszkania, a miejsca na rekreację
zostało nam mniej.
Ponadto, masowa imigracja obniża ogólny status
cudzoziemca. Kiedyś cudzoziemcy byli ludźmi, którzy poszukiwali nowych wrażeń
lub woleli mieszkać poza domem, jak Joyce w Trieście, Ezra Pound we Włoszech,
Fennolosa w Japonii, Byron w Grecji lub Nabokow w Szwajcarii. Gdybyśmy trochę
zwolnili, to wciąż moglibyśmy znaleźć „Naszego człowieka w Hawanie” i
„Rosyjskiego Wielkiego Księcia”. Obecnie, z powodu masy imigrantów, bycie
cudzoziemcem nie jest zabawne. Tak więc, problemem nie jest „imigracja”. Lecz
„masowa imigracja”.
Na przekór rasistowskiej mantrze, nie decyduje
tutaj czynnik etniczny. Problemem jest nawet masowa imigracja tej samej
narodowości. Japończycy zezwolili na imigrację potomków zeszłowiecznych
japońskich imigrantów do Ameryki Południowej, i głęboko się tym rozczarowali.
Teraz wypłacają pokaźne sumy pieniędzy tym imigrantom, którzy zgodzą się opuścić
Japonię. Mimo, że są oni „tej samej rasy”, to kulturalnie stali się zbyt
odmienni od solidarystycznego społeczeństwa japońskiego. W Palestynie,
powracający – dzieci uciekinierów z roku 1948 – skarżą się, że miejscowa
ludność, praktycznie kuzyni, nie wita ich mile. W Niemczech, powracający
etniczni Niemcy (folksdojcze z Rosji i Kazachstanu) pozostają obcymi dla
miejscowej ludności.
Rasizm w USA jest starym mitem, lecz gdy dzieci
byłych niewolników uciekły ze splądrowanego Południa na Północ, kolor skóry
wystarczał do dyskryminacji. Później Amerykanie bombardowali Somalię, i
Somalijczycy napłynęli do Szwecji i Południowej Afryki. W Szwecji różnicom w
kolorze skóry nie można było zaprzeczyć, natomiast co do Somalijczyków i
Zulusów, to nie można rozpoznać kto jest kim, dopóki nie przemówią; jednak
ponieważ Afryka Południowa jest krajem biedniejszym niż Szwecja, więc Afrykanie
bronili się przed swymi czarnymi braćmi z Somali o wiele bardziej, niż mógł to
sobie wyobrazić najbardziej ksenofobiczny Szwed. Po takiej lekcji prawdziwego
życia, mit „rasizmu” należy ostatecznie odłożyć na półkę. Sprzeciw przeciwko
imigracji nie jest spowodowany „wiarą w rasową wyższość” lub „nienawiścią
rasową”, jest to całkowicie normalna reakcja obronna klas pracujących (i tych
członków warstwy wyższej które im współczują i sympatyzują z nimi).
Teraz dopiero możemy zrozumieć co sobą
przedstawiają samozwańcze grupy antyrasistowskie: Antifa, Searchlight, Expo i
tym podobne organizacje. Są to oddziały szturmowe Drapieżcy. Służą do
rozbijania miejscowych grup solidarnościowych. Są podobne do rozpuszczalnika,
dezintegrują społeczność tradycyjną. Są gorliwymi syjonistami; gorliwie słuchają
się wskazań Ligi Antydefamacyjnej (ADL) Foxmana; są popierani przez żydowskich
finansistów.
Zwykle Żydzi popierają imigrację (ale nie do
Izraela), lecz aktywność Żydów w ruchu antyrasistowskim ma głębsze przyczyny.
„Wznieś mur wokół Tory”, uczy Talmud. Oznacza to, że dla zachowania ważnego
przykazania należy ustalić dodatkowe zasłony dymne. Na przykład, przykazanie
zabrania zbierania owoców w Sabat; „pierwsza zasłona” zabrania wspinania się w
Sabat na jabłonkę, gdyż ten kto wejdzie na drzewo być może będzie chciał zerwać
jabłko. Druga zasłona zabrania wspinania się na dowolne drzewo, aby nikt się do
tego nie przyzwyczajał. Żydzi nie chcą by wspominano o nich w niekorzystnym
kontekście, a więc lansują zasłonę dymną: nie można wspominać o żadnej grupie
etnicznej w niekorzystnym kontekście. Obawiają się, że ci, którzy dzisiaj
krytykują wady Murzynów, być może jutro będą krytykować wady Żydów. Cała
dyskusja o „rasizmie” i pisanych z dużej litery Innych jest po prostu mentalną
zasłoną dymną mającą bronić Żydów przed krytyką.
Żydzi pamiętają o tym, i nie traktują tego zakazu
na serio, gdy mają zaatakować swych wrogów. Jest to po prostu zasłona dymna
wokół zakazu powiedzenia czegoś niebezpiecznego o Żydach, a nie rzecz realna.
Dlatego żydowski przywódca, Minister Obrony Ehud Barak, nie wahał się nazwać
Palestyńczyków „wirusem”, i żaden z ważnych antyrasistów nie zaprotestował
przeciwko temu. Tak więc, dla Żydów antyrasizm jest jedynie figurą retoryczną,
narzędziem wykorzystywanym przeciwko wszelkiej krytyce Żydów, nie uważają oni,
że sami powinni się trzymać tej zasady.
Aktywiści antyrasistowscy także dobrze o tym
wiedzą, i głównie zajmują się obroną Żydów, którzy przecież ich opłacają. Jeśli
atakują kogoś za obrazę grupy nieżydowskiej, można być pewnym, że ten ktoś
wszedł także w konflikt z Żydami. Gdyby David Duke ograniczył się tylko do
Murzynów i powstrzymał się przed wspominaniem o Żydach, to prawdopodobnie nie
doświadczyłby sromoty. Gdyby Horst Mahler przyczepił się do Turków, nie
znalazłby się w więzieniu. Faktycznie, szczery wróg imigrantów o oliwkowej
skórze, holenderski
parlamentarzysta
Geert Wilders
objechał USA i Wielką Brytanię, i antyrasiści niczego mu nie zrobili.
W Niemczech,
antyrasiści okrywają się izraelską flagą.
Haaretz
donosił:
„Wszyscy popieramy Izrael i występujemy przeciwko jakiejkolwiek postaci
antysemityzmu, faszyzmu i seksizmu”, mówi dyrektor centrum Conne Island,
Christian Schneider, lat 26. Dobrym przykładem proizraelskiej działalności
antyrasistów w Lipsku jest publiczna kampania przeciwko noszeniu arafatek,
kiedyś podstawowego atrybutu garderoby europejskich aktywistów lewicowych. „Czy
masz coś przeciwko Żydom, czy też tylko marzniesz w nos?” – takie pytanie było
bronią w kampanii zorganizowanej w ostatnich latach przez centrum. Kampania
miała na celu zapobiec ubieraniu przez młodych ludzi czegoś, co centrum uważa za
symbol identyfikowania się z Palestyńczykami i z antysemityzmem.
Antyrasistowskie grupy we Francji przejęły dyskurs
w kraju i doprowadziły do władzy Nicole Sarkozy - poplecznika Izraela i Ameryki.
Francuski parlamentarzysta
Georges Freche został wyrzucony z partii,
ponieważ powiedział, że narodowa drużyna piłkarska Francji nie powinna być cała
czarna. Tak, zdanie to wydaje się trochę na bakier z polityczną poprawnością,
lecz w rzeczywistości należy je rozumieć w zwykłym znaczeniu. Faktycznie,
narodowa drużyna piłkarska Francji nie powinna być cała (lub w większości)
złożona z graczy pochodzących z zagranicy; tak samo jak czołowi dziennikarze i
gadające głowy francuskiej telewizji nie powinni być wszyscy (czy nawet w
większości) Żydami.
Na krótko przed ostatnimi wyborami we Francji
pisałem: „Jeśli francuscy socjaliści w dalszym ciągu będą tak zasadniczy w
stosunku do swych członków, to zostaną skazani na zapomnienie wraz z
dinozaurami; a Segolene Royal pozostanie jedynie nazwiskiem polityka, który
powstrzymał le Pena, aby mógł wygrać Sarkozy”. Ta ponura przepowiednia spełniła
się: Sarkozy wygrał wybory i uczynił Francję przydatkiem do NATO, likwidując
wolności osiągnięte przez de Gaulle. Było to wielkie osiągnięcie wrzaskliwych
antyrasistów, piątej kolumny Drapieżcy.
Francuscy antyrasiści udają antysyjonistów; jednak
ich głównym zajęciem jest obrona Żydów przed jakąkolwiek krytyką. Pomimo
„socjalistycznych” skłonności doszli do popierania Sarkozy. Jeśli chodzi o
Wielką Brytanię, to Gilad Atzmon dużo pisał o brytyjskich żydowskich
antyrasistach i kryptosyjonistach. Ich obrona imigrantów służy obronie Żydów, a
w rzeczywistości popierają imigrację masową.
Masowa imigracja rujnuje, ponieważ przyczynia się
do ucisku miejscowej ludności, i życie staje się gorsze dla wszystkich oprócz
warstwy najbogatszej. Po prostu jest mniej miejsca na osobę, i to jest złe. To
spostrzeżenie nie wymaga rasistowskich objaśnień. Dlaczego więc niektóre grupy
antyimigracyjne głoszą hasła rasistowskie?
Jest to triumf Panów Dyskursu. Udało im się
przekonać prawie wszystkich, że przeciwstawianie się imigracji jest rasizmem.
Decydenci prowadzący politykę antyimigracyjną po prostu zaakceptowali ten głupi
pogląd. Być może łatwiej jest pogodzić się z takim subiektywnym argumentem niż
walczyć z nim. Reszta zagubiła się, czekając na wybawcę który walczyłby z
imigracją za przyzwoleniem Panów Dyskursu.
Ludzie przyjęli taki pogląd na rasizm z dwóch
powodów. Po pierwsze, ponieważ wmawia się im to wystarczająco często, aby
uwierzyli. W taki sam sposób zaakceptowali, że palenie jest nałogiem zabójczym i
wstrętnym, że jedynie źli komuniści chcą mieć narodową służbę zdrowia, i że
bogaci nie powinni być opodatkowani. Ludzie są słabi, i nie są w stanie opierać
się zmasowanemu atakowi mediów.
Istnieje także druga przyczyna. Wielu ludzi czuje
się dumnych ze swego pochodzenia, taka próżność jest naturalna. Dla klas
wyższych istnieją wyspecjalizowane wydawnictwa genealogiczno-historyczne; dla
klas średnich, przyjmuje to przeważnie postać prostego drzewa genealogicznego
rodziny. Jest to rodzaj łagodnej próżności; grzebiemy się w zapomnianych
historiach szukając korzeni naszej rodziny wśród rodów szlacheckich, kapłańskich
czy powiązanych z władzą. Wiara w wyższość białej rasy jest uproszczoną wersją
drzewa genealogicznego; w sam raz dla ludzi, którzy nie mogą odkryć
szlacheckiego rodowodu. Jeśli i kiedy taka rodzinna próżność ograniczy się
jedynie do ciekawostek i niczego więcej, gdy najlepsi z nas zrezygnują z
honorowych tytułów, zamkną kluby Córek Rewolucji i spalą w piknikowym ognisku
Threat of Assimilation („Groźbę Asymilacji”) Deborah Lipstadt, dopiero wtedy
będziemy mogli szukać źdźbła w oku bliźniego swego.
Oskarżeni o rasizm mogą się uczyć od Żydów, którzy
usuwają
imigrantów
samolotami, walczą z krzyżowaniem się ras i asymilacją,
zabraniają Palestyńczykom sprowadzać
małżonków, ciągle przy tym dodając
“to nie jest rasizm”. Ponieważ są
ekspertami, więc zgadzamy się z ich werdyktem. Żydowski dowcip: Rabin spóźniał
się powracając z wycieczki. Zbliżała się sobota więc modlił się o cud, który się
rzeczywiście wydarzył: wszędzie była sobota, lecz w cadillacu rabina był wciąż
piątek. Analogicznie, przeciwstawianie się lub jedynie wspominanie o
krzyżowaniu się ras jest rasizmem,
lecz nie dla Żydów.
Inną powszechną
postacią rzekomego „rasizmu” jest uprzywilejowanie tubylców kosztem
cudzoziemców. Jest to postępowanie całkowicie normalne i normatywne. Taka
postawa jest nakazywana przez Biblię; taka postawa gwarantuje zachowanie miłości
człowieka do swojej ziemi. W żydowskiej modlitwie, prosi się Boga o deszcz i o
zignorowanie modłów cudzoziemca proszącego o suchą pogodę. Umiarkowany
nacjonalizm jest najlepszą obroną własnego kraju; i nie trzeba się tym martwić:
cosi fan tutti, wszyscy tak robią.
Należy pamiętać, że „rasistowska” gadanina jest
rodzajem złośliwej plotki, i jest to zły nawyk. Jest to grzech, nęcący grzech
mówienia źle o wszystkich. Przyjemnie jest przezwać żabojadem tchórzliwego
Francuza, co robiły wszystkie amerykańskie gazety w roku 2003. Pokrzepia nas
mówienie o złym angielskim Amerykanów, co jest zgodne z poglądem pewnego
brytyjskiego poety. Mamy ubaw wyśmiewając się ze zbytnio jasnowłosych i czystych
Szwedów, co czynił na łamach Jerusalem Post pewien pisarz. Z
przyjemnością można pogardzać kołtuństwem Żydów, jak Seline i TS Eliot. To
całkiem ludzkie, gdy czasami denerwują nas mężczyźni (brutale), nienawidzimy
kobiet (lekkomyślne), zechce się nam wygonić dzieci (hałasują), lub ze strachem
pomyślimy o starości (zmarszczki). Można także wyżywać się na imigrantach
(podejrzane interesy ze starymi samochodami). Jest to przyjemne, jak szklanka
zimnego cierpkiego białego Rieslinga po mdłej cukierkowatej i obojętnej
poprawności politycznej. Chociaż podejrzane moralnie, jest to zajęcie całkowicie
niewinne i przyjemne, jak jawna wymiana kochanków przez gwiazdę ekranu. Jednak
jest drobna, ale wyraźna, różnica między beztroskimi błyskotliwymi łajdactwami
Oscara Wilde’a i bredniami opowiadanymi przez
zasmarkanego brudasa.
Obgadywanie ludzi to grzech. Lecz to samo jest z
chciwością, łakomstwem, lubieżnością, zazdrością i pychą. Wciąż nie widać
polityków usuwanych z, powiedzmy, partii socjalistycznej za prowadzenie w
gazecie kącików dla smakoszy, lub za doradzanie na giełdzie, albo za udział w
paradzie gejowskiej dumy, lub za kupowanie samochodu dorównującego wozowi
sąsiada. Są prawa „przeciwko nienawiści”. Lecz nie ma „przeciwko pysze”.
W dzisiejszych czasach „rasistą” nazywa się
każdego, kto jest przywiązany do swojej ziemi i społeczności. Ze względu na
poglądy, Simone Weil można byłoby nazwać krańcową rasistką, ponieważ była
wrogiem wykorzeniania. Należy zauważyć, że ktokolwiek popiera imigrację, popiera
wykorzenianie. Gdy ktoś ci powie „jesteś rasistą” ponieważ jesteś przeciwny
masowej imigracji, powinieneś za Simone Weil odpowiedzieć: „a ty jesteś trucizną
zabijającą prawdziwe życie”. Możesz także odpowiedzieć: „jesteś narzędziem
Drapieżców”, lub „jesteś po stronie właścicieli nieruchomości i lichwiarzy”, co
będzie odpowiadało prawdzie.
Przeciwstawienie się masowej imigracji nie oznacza
wrogości do imigrantów. We Francji, Anglii i Austrii spotykałem dobrze
wrośniętych w nowy kraj imigrantów, którzy w pełni podzielali nasze poglądy na
zahamowanie imigracji. Po znalezieniu swego nowego domu i nowej rodziny w nowym
kraju, nie chcieli być przyczółkiem dla inwazji. W każdym europejskim kraju jest
mnóstwo potomków imigrantów: Nawet Frankowie, którzy użyczyli swej nazwy Galii,
byli swego rodzaju imigrantami. Aleksander Dumas był wnukiem czarnego
niewolnika. Nie można doszukiwać się czystej rasy poprzez odrzucanie domieszek,
w końcu nie jesteśmy kotami syjamskimi. Jednak co za dużo, to niezdrowo: masową
imigrację należy zmniejszyć do cienkiego strumyczka, z przyczyn nie mających
niczego wspólnego z rzekomym „rasizmem”.
Dla osiągnięcia tego nie wystarczy kontrola na
granicach. Należy wstrzymać agresję gospodarczą przeciwko Afryce i Ameryce
Łacińskiej. Należy zakończyć agresywne wojny w Afganistanie, Pakistanie, Iraku i
Palestynie. Jeśli Europa nie chce mieć następnych dziesięciu milionów
uciekinierów, należy zapewnić bezpieczeństwo Iranowi. Prawdziwych uczuć
przyjaźni dla Irakijczyków, nie powinno się wyrażać w marszach „przeciwko
rasizmowi” w Paryżu, i nie w dopieszczaniu imigrantów, lecz pomagając
Irakijczykom odzyskać suwerenność i pomyślność zniszczone przez amerykańską
okupację, naciskając na wycofanie oddziałów cudzoziemskich, i pomagając
uciekinierom w powrocie do ojczyzny. „Antyrasistów” można będzie porównać do
ludzi, całujących głodnego bez podania mu chleba, litujących się nad chorym bez
rozpoczęcia jego leczenia.
Krótko, „rasizm” jest fikcją, bezsensownym
oszczerstwem wymyślonym przez Panów Dyskursu. Rasistowskie echa, które słyszymy
codziennie przed telewizorami, są pochodnymi hegemonistycznego dyskursu. Panowie
Dyskursu ogłosili, że przeciwstawianie się imigracji jest rasizmem. W ich plany
i strategie włączono nawet pozorną opozycję. Bez rozpoznania tego matactwa
pozostajemy w niewoli szkodliwej subiektywnej filozofii, uwłaczającej zdrowemu
rozsądkowi. Dopóki nie zaczniemy mówić w dyskursie o prawdziwych
niebezpieczeństwach związanych z masową imigracją, dopóki nie zdołamy odrzucić
lub zneutralizować frazesów osób odpowiedzialnych za wykorzenianie, będziemy w
dalszym ciągu przegrywać bitwy, a wszelcy panowie Sarkozy tego świata będą
świętować.
Tłumaczył: Roman
Łukasiak
|