Wartości samostanowienia
(Referat na Światowym Forum „Dialog Cywilizacji”, Rodos, 9 – 13 października
2008 roku)
Przyjaciele,
spotykamy się w momencie decydującym o losach świata. Upada
system hegemonii, który tak długo nami rządził. Rwie się sieć, tak długa nas
pętająca. Upada światowy system finansowy. My, jak więźniowie w ciemnicy,
widzimy, jak niepokoją się nasi nadzorcy. Niektórzy boją się – co będzie z
naszym obiadem, co stanie się z tymi niewielkimi ulgami i dobrami, które
zebraliśmy na ciężkie dni. Nie czas teraz na strach i wątpliwości. Pojawiła się
realna szansa na wolność. Można teraz naprawić wiele historycznych błędów, i
zmienić narzucone nam zasady gry. Wschód może się wyzwolić z półkolonialnej
zależności, odrzucić zachodnią hegemonię kulturalną. W momencie narzucającym nam
historyczny optymizm, Wschód może mieć własne te instytucje, którymi zatruwali
nas zachodni bankierzy - swój sąd międzynarodowy, swoje systemy
rozpowszechniania informacji, wolne od zachodniej kontroli. W nowym świecie
trzeba będzie na nowo urządzić państwa, stworzyć nowy system stosunków
międzynarodowych, potrzebne będzie równouprawnienie, uwzględniające narodowe
interesy i wartości.
Następuje zwrot w wielkim, wielowiekowym sporze Zachodu i
Wschodu. A w nim szczególne, a nawet centralne miejsce, zajmie problem
samostanowienia narodów. Pod „samostanowieniem” kryją się dwa różne pojęcia, tak
samo różne, jak pole, na którym się orze, i pole wektorów i tensorów. Chodzi o
samostanowienie systemowe i samostanowienie polityczne.
Samostanowienie systemowe ludzkość zna od czasów starożytnych.
Samostanowienie polityczne to stosunkowo nowy wynalazek,
określony w tezach Woodrowa Wilsona podczas pierwszej wojny światowej.
Samostanowienie systemowe podobne jest do pojęcia suwerenności.
Jest to prawo narodów i krajów do swobodnego wyboru swego systemu politycznego,
ekonomicznego i etycznego i do życia zgodnie z własnym systemem wartości.
Samostanowienie polityczne to prawo narodów, często rozumianych
jako jednostki etniczne, do niezależności politycznej, do stworzenia swojego
państwa, do oddzielenia lub przyłączenia się do innego państwa.
Oba te prawa zawarte są w Karcie ONZ (artykuł 1, paragraf 2 i
artykuł 55, paragraf 1), lecz stosowane są one w sposób różny.
1.
O politycznym samostanowieniu narodów
Na początek przeanalizujemy samostanowienie polityczne, czyli
jak gdyby naturalne prawo narodów do oddzielenia się i utworzenia niezależnych
politycznie państw. Zachód popiera samostanowienie polityczne w odniesieniu do
Wschodu i aktywnie żąda niezależności dla Tybetu, Kaszmiru, Czeczenii,
Beludżystanu, Waziristanu, Kurdystanu i innych rejonów. Całkowite wykonanie tego
programu doprowadziłoby do rozczłonkowania Wschodu na setki minipaństw, przy
czym wszystkie te państwa wyznawałyby zachodni liberalny system wartości. Byłyby
to państewka o narodowym charakterze i neoliberalnej treści.
Teoretycznie, samostanowienie polityczne mogłoby być
wykorzystane także przeciwko państwom Zachodu, ponieważ one też nie są etnicznie
jednorodne. A więc, w skład Francji wchodzi Prowansja i Katalonia, które różnią
się od etnosu północnofrancuskiego, co najmniej tak samo, jak Ukraina od Rosji.
Francja posiada także Kraj Basków, Bretanię i Korsykę, które można porównać,
według stopnia oddalenia kulturalnego od centrum, do Tatarstanu i Czeczenii.
Stany Zjednoczone składają się z kilku jednostek narodowo-terytorialnych, od
starego Południa do tradycyjnej Nowej Anglii, a także z szeregu oddzielnych grup
etnicznych, przede wszystkim wielomilionowych społeczeństw hiszpanoamerykańskich
i afroamerykańskich. Kraje te zachowują integrację wykorzystując wspólny mit
narodowy, zgodnie z którym wszyscy mieszkańcy Francji to Francuzi, a wszyscy
mieszkańcy USA to Amerykanie. Oznacza to, że w stosunku do siebie, Zachód uważa
za naród lub nację konstrukcję polityczną, a w stosunku do Wschodu odwołuje się
do komponentów etnicznych i kulturowych.
Wykorzystując zasadę samostanowienia politycznego, Zachód zdołał
podzielić Imperium Ottomańskie na Grecję i Turcję, Bałkany i Bliski Wschód.
Praktycznie wszystkie kraje, które uzyskały niepodległość z pomocą Europy, były
– przynajmniej w pewnym czasie – brytyjskimi koloniami, protektoratami lub
terytoriami zależnymi, a następnie włączono je do Pax Americana.
Urzeczywistnienie zasady samostanowienia politycznego doprowadziło do masowych
rzezi i czystek etnicznych, jakich wcześniej świat nie znał. Smirna i Saloniki,
gorzki los Greków i Turków, Ormian i Kurdów, a potem także Serbów i Albańczyków,
to skutek zastosowania tej broni masowego rażenia. Nawet tam, gdzie zasadę tą
stosowano bez wielkiego przelewu krwi – a mianowicie, przy rozpadzie Związku
Radzieckiego – doprowadziła ona konsekwentnie do powstania reżymów
prozachodnich, czerpiących swoją siłę i legitymację z zewnątrz, z centrum
światowego hegemonizmu.
Oto ironia losu – w wieku XIX Zachód był podzielony na szereg
wrogich sobie państw narodowych, a w tym czasie Wschód był zorganizowany w
wielkie wspólnoty narodów – Imperium Ottomańskie, Austro-Węgierskie, Rosyjskie,
Chińskie i Indyjskie, które praktycznie były samodzielnymi cywilizacjami. Takim
samym blokiem cywilizacyjnym był Iran i związane z nim terytoria afgańskie i
środkowoazjatyckie.
Po prawie dwustu latach, w wieku XXI, Zachód i Wschód zamieniły
się miejscami. Niegdyś rozdrobniony Zachód jest zjednoczony w dwóch wielkich
blokach wielonarodowych, w Unii Europejskiej i USA, a kiedyś zjednoczony Wschód
podzielił się na dziesiątki państw, i ten proces podziału ciągle trwa.
Dlatego możemy powiedzieć, że zasada samostanowienia
politycznego jest potężną bronią wojny ideologicznej, wykorzystywaną przez
Zachód dla uzależnienia Wschodu. W ZSRR zasadę tą teoretycznie uznawano z
powodów historycznych. Był to spadek po europejskich marksistach, była ona
częścią europejskiej doktryny. Ci także wykorzystywali ją przeciwko Wschodowi, i
nie godzili się na stosowanie jej w stosunku do terytoriów pod zachodnimi
rządami. Siergiej Kara-Murza udowodnił w swojej niedawnej książce „Marks przeciw
rewolucji rosyjskiej”, że zachodni marksiści negowali prawo do samostanowienia
politycznego Słowian, którzy żyli pod panowaniem niemieckim, lecz żądali
samostanowienia dla terytoriów Imperium Rosyjskiego. Rosyjscy
komuniści-leninowcy zachowali tą zasadę w teorii, chociaż w praktyce ją
zminimalizowali. I mimo wszystko, zachowana tylko teoretycznie zasada zadziałała
jak mina o opóźnionym działaniu w roku 1991, i rozerwała Związek Radziecki,
przynosząc wiele nieszczęść wszystkim mieszkańcom kraju. Zaczęły się rzesze
uciekinierów, przymusowa zmiana kultur, rugowanie języków, wybuchły lokalne
wojny.
Nastał czas na odrzucenie w słowach i czynach tego fałszywego
wymyślonego „prawa”. Wysławianie tego „prawa” prowadzi do przelewu krwi.
Najlepiej niech Wschód (czyli wszystkie kraje na wschód od Europy Zachodniej)
powróci do swoich korzeni, czyli, wykorzystując europejskie doświadczenie
integracji, niech odtworzy te wielkie wspólnoty narodów, które tradycyjnie
jednoczyły jego mieszkańców. W tym względzie wszystkie kraje Wschodu mogą mówić
jednym głosem. Rozpatrzymy krótko problemy Chin, Indii i Rosji.
Nie można pogodzić się z ideą samostanowienia Tybetu, zgodnie z
którą dwa miliony Tybetańczyków, a dokładniej, ich elity, stałyby się
gospodarzami ogromnego terytorium o milionach kilometrów kwadratowych, a żyjące
na tym terytorium miliony ludzi byłyby pozbawione praw, a czasami i życia.
Samostanowienie Tybetu doprowadziłoby do gigantycznej czystki etnicznej,
doprowadziłoby do podminowania Chin i Indii – gdyż części historycznego Tybetu
włączono do Indii – i utworzyłoby jeszcze jedną bazę Zachodu w samym sercu
Eurazji.
Nie do przyjęcia jest także samostanowienie Kaszmiru, ponieważ
samodzielny islamski Kaszmir nieuchronnie straciłby dwie trzecie swojego
terytorium – buddyjski Ladah i hinduistyczne Jammu. Pojawiłyby się rzesze
uciekinierów – muzułmanów z Ladah i Jammu, którzy z kolei spowodowaliby ucieczkę
hinduistów i buddystów, i cały kraj zostałby zniszczony – nawet gdyby taki
eksperyment nie spowodował wielkiej wojny między Indią i Pakistanem. Zamiast
tego w Indii powinno się pomyśleć o projekcie wielkiej integracji Indii i
Pakistanu i przezwyciężeniu linii Duranda.
Wątpliwe, by polityczne samostanowienie poszczególnych części
byłego Związku Radzieckiego i Imperium Rosyjskiego zostało zatrzymane w obecnej
fazie. Tragedią stała się niezależność Ukrainy, gdzie prozachodni reżym
Juszczenko prowadzi wojnę przeciwko wartościom kulturalnym dziesiątków milionów
obywateli, zabrania im posługiwać się językiem ojczystym a nawet ogłasza
największego pisarza Ukrainy – Gogola – autorem cudzoziemskim. Wspólny interes
Ukrainy i Rosji polega na ponownym zjednoczeniu się.
Zasadzie samostanowienia politycznego możemy przeciwstawić
bardziej fundamentalne zasady współżycia ludzi – zakaz dyskryminacji i unikanie
rozlewu krwi. Tworzenie nowych państw za zasadzie wspólnoty etnicznej, językowej
i religijnej w sposób nieunikniony prowadzi do przelewu krwi i dyskryminacji
znacznej części obywateli, którzy nie należą do narodu tytularnego.
W ten sposób, stworzenie niezależnej Łotwy, Estonii i Gruzji
doprowadziło do masowej dyskryminacji odpowiednio nie-Łotyszy, nie-Estończyków i
nie-Kartwelów, stanowiących prawie połowę ludności tych krajów. Już podczas
pierwszej próby utworzenia tych państw po pierwszej wojnie światowej ich nowe
elity nacjonalistyczne wywłaszczyły i wygnały miejscową ludność niemiecką z
Łotwy i Estonii, oraz Ormian z Gruzji. Podczas drugiej próby, w latach
dziewięćdziesiątych, ich ofiarami byli Rosjanie w Estonii i Łotwie, oraz Abchazi
i Osetyńczycy w Gruzji. Z kolei obrona Abchazów i Osetyńczyków wywołała problem
uchodźców gruzińskich. Jedynym wyjściem może być reintegracja przestrzeni
poradzieckiej, i innych terytoriów powstałych po rozpadzie wielkich wschodnich
wspólnot („imperiów”).
W ten sposób, reintegracja byłego Imperium Bizantyjskiego i
Ottomańskiego mogłaby być projektem zapobiegającym procesowi fragmentacji, który
już doprowadził do powstania dziesięciu państw bałkańskich, trzech jednostek na
terytorium Iraku, do oderwania Libanu od Syrii, Kosowa od Serbii, grozi
oderwaniem Kurdystanu od Turcji. Przy bezpośredniej współpracy Rosji i Turcji,
Grecji i Syrii narody tego regionu mogłyby zrealizować swój projekt
integracyjny, i w ten sposób powstrzymać dyskryminację, zubożenie i
podporządkowanie Zachodowi.
Na Bliskim Wschodzie można ustalić pierwszeństwo zasady
antydyskryminacyjnej przed politycznym samostanowieniem. Jeden z ważnych
zachodnich projektów w tym regionie – państwo żydowskie – jest rozsadnikiem
dyskryminacji, czynnikiem zachęcającym do nastrojów separatystycznych,
amerykańską bazą, i potencjalnym źródłem agresji, a także narusza ideę
nierozpowszechniania broni jądrowej. Rozwiązanie może polegać na stworzeniu na
terytorium Izraela-Palestyny jednego państwa, w którym jego mieszkańcy nie
byliby w żaden sposób dyskryminowani. Ponieważ nie udało się zrealizować
rezolucji ONZ o utworzeniu na terytorium Palestyny dwóch państw – palestyńskiego
i izraelskiego – należy porzucić tą ideę i przystąpić do procesu integracji.
Przekształcenie hegemonistycznego i dyskryminacyjnego państwa żydowskiego w
państwo wszystkich jego obywateli – jak domaga się tego jego wielu żydowskich,
chrześcijańskich i muzułmańskich mieszkańców – byłoby punktem zwrotnym dla
Wschodu na drodze od fragmentacji do integracji.
2.
Hegemonia i samostanowienie
Przejdziemy teraz do ważniejszej zasady samostanowienia narodów,
do ich prawa do samodzielnego życia zgodnie z własnymi ideami, wartościami i
wyobrażeniami. Na przeszkodzie do samostanowienia systemowego stoi zachodni
hegemonizm.
Historycznie Zachód dążył do hegemonii – nie tylko materialnej,
która wyrażała się w wojnach zaborczych i kolonizacji, lecz i duchowej, która
znalazła swój najwcześniejszy wyraz w pretensjach rzymskiego papieża do
pierwszeństwa i zwierzchności nad wszystkimi patriarchami i kościołami. To
dążenie do duchowej hegemonii czasami nazywane jest „eurocentryzmem”, chociaż
takie określenie w widoczny sposób zawęża problem. Chodzi nie o prowincjonalną
ograniczoność Europejczyków i północnych Amerykanów, którzy przede wszystkim
interesują się swoimi sprawami i dlatego wszystko mierzą swoją miarą, obserwując
świat ze swego podwórka i grzesząc w ten sposób przeciwko poprawności
politycznej. Byłby to eurocentryzm, i nie mielibyśmy do nich za to pretensji.
Lecz Zachód choruje na hegemonizm, który przekracza ramy eurocentryzmu. Pisał o
tym w swoim czasie Edward Said, który za kulturowym eurocentryzmem dostrzegł
dążenie do panowania politycznego i kulturowego.
W naszych czasach hegemonizm zachodni stał się osobną nową siłą,
oddzieloną od społeczeństwa, w którym powstał. Hegemonizm, wcześniej skierowany
na zewnątrz, zwrócił się teraz do wewnątrz. Hegemonistyczny liberalny paradygmat
Zachodu stał się wrogi także w stosunku do narodów Zachodu. Czasowy rozejm,
zawarty między hegemonistami i narodami Zachodu, ma się ku końcowi.
Hegemonizm neguje prawo narodów do samostanowienia w pierwszym i
najważniejszym znaczeniu.
Hegemoniści negują:
- Prawo Irańczyków do życia w zgodzie z ich zasadami religijnymi
i pod kierownictwem przywódców religijnych.
- Prawo narodu Korei Północnej i Kuby do utrzymania
komunistycznego systemu wartości i formy rządów.
- Prawo Palestyńczyków do wybrania religijnego,
solidarystycznego rządu Hamasu.
- A nawet prawo Rosjan i Malezyjczyków do posiadania telewizji
poddanej narodowej kontroli.
Hegemoniści odrzucają prawo narodów do posiadania systemu
politycznego i systemu wartości, odbiegającego od ich wyobrażeń. Jak w wieku
XIX, pomimo stulecia walk przeciwko kolonializmowi, nie zważając na nawoływania
do pluralizmu i na dialog cywilizacji, zachodni hegemoniści i ich zwolennicy
twierdzą w sposób jawny, lub zakładają, że jest tylko jeden system wartości –
zachodni, liberalny, świecki, cywilizowany, a wszystkie inne systemy są błędne,
przestępcze, wadliwe i małowartościowe.
Wschód trzyma się innego punktu widzenia – są różne systemy
wartości, i cywilizacje (nie poszczególne grupy etniczne) mogą i mają prawo same
wybierać dla siebie swoją drogę, bez narzucania jej innym. Przyznając Zachodowi
prawo do życia według jego własnych zasad, Wschód w całej swojej różnorodności
zachowuje takie prawo także dla siebie. Taką właśnie ideę miał na myśli
prezydent Rosji Dymitr Miedwiediew, ogłaszając swoją doktrynę wielobiegunowości.
Wielobiegunowość nie oznacza wielości czynników siłowych, jak
niektórzy starają się ją przedstawić. Wielobiegunowość – to przede wszystkim
złożoność świata, wyrażająca się w prawie narodów do samostanowienia pierwszego
typu, czyli jest to prawo narodów do wyboru własnego systemu wartości.
Teoretycznie zgadzając się z tym prawem, określonym w Karcie
ONZ, hegemoniści w rzeczywistości go odrzucają i walczą z każdym innym systemem
wartości, wymagając podporządkowania się – jeśli nie politycznego i
ekonomicznego, to cywilizacyjnego i pod względem wartości.
Zimna wojna nie była wojną dwóch różnych systemów politycznych,
lecz wojną o prawo krajów Wschodu do życia według własnych zasad, zgodnie ze
swymi wartościami. Komunistyczny Wschód nie dążył do narzucenia swego systemu
wartości Europie Zachodniej i Ameryce Północnej, będących jądrem Zachodu,
tymczasem Zachód negował prawo Wschodu do życia zgodnie ze swymi wyobrażeniami.
Noam Chomski w wielu swoich pracach starał się sprowadzić tą
tendencje do jej czynnika ekonomicznego. Według niego, Stany Zjednoczone, ten
wyraziciel ducha Zachodu, chce „jedynie” dostępu do rynków i zasobów innych
krajów. Czyli – zainteresowanie Zachodu ma charakter czysto komercyjny. Chomski
nazwał to „prawem do grabieży”. Byłoby to dostatecznie źle, lecz historia
ostatnich lat dowodzi, ze sprawy mają się jeszcze gorzej, i przeciwnicy Wschodu
żądają nie tylko portfela, lecz i duszy.
Zachodni politycy, działacze społeczni i media tworzą system
jednolitej cywilizacyjnej kontroli na światem, wykorzystując międzynarodowe
organizacje sądowe i koordynacyjne, od Trybunału Międzynarodowego i trybunałów
specjalnych do Komisji Energii Atomowej. Liderzy Wschodu na razie jeszcze nie
uświadomili sobie, że te podobno międzynarodowe organizacje znajdują się pod
zachodnią kontrolą i aktywnie podkopują samodzielność cywilizacyjną Wschodu.
Przewagę ducha nad materią – czyli to, że Zachód nie ogranicza
się do pretensji o portfel - odczuwa się w wielu krajach świata. Na przykład,
po upadku ZSRR, kolejni władcy Rosji stale twierdzili, że, pomimo swojej
niezależności co do wyboru konkretnych środków mających na celu rozwój lub
ochronę własnych zasobów materialnych, Rosja została całkowicie wkomponowana w
zachodni system wartości, i dlatego nie jest już wrogiem lub konkurentem
ideologicznym.
Lecz Rosja – podobnie jak inne kraje nie stanowiące rdzenia
Zachodu, nie jest wkomponowana we współczesny zachodni system wartości i
pozostaje ideologicznym (cywilizacyjnym) przeciwnikiem zachodniej hegemonii.
System wartości, którego wybór jest głównym wyznacznikiem samostanowienia
systemowego, jest właśnie systemem zakazów i cnót, a one są różne w różnych
cywilizacjach.
Prowadzona przez Zachód postępowa ludzkość w ciągu ostatnich
ponad stu lat zdążyła przesiąść się z chłopskiego wozu na samochód, i zamiast
szczerych rozmów na przyzbach podłączyła się do CNN. Ponadto całkowicie
przemianowała niegdysiejsze grzechy na dzisiejsze cnoty, a cnoty na grzechy.
Obżarciuch prowadzi porady o restauracjach, rozpustnik pyszni się swoimi
skłonnościami na paradzie gejowskiej, gniewliwy nawołuje do zbombardowania
Teheranu, a zachłanność stała się najlepszą i najcenniejszą cechą nowego
człowieka. Kiedyś za chciwość diabli w piekle przypiekali a ksiądz nie dawał
rozgrzeszenia, a dzisiaj o chciwcach kręcą filmy („Oligarcha”) i piszą ich
biografie.
Nasze systemy wartości różnią się ze względu na stosunek do
innych ludzi i do Boga. Wschód dąży do solidarności, wybiera Boga i odrzuca
chciwość. Panujący na Zachodzie paradygmat liberalny głosi indywidualizm,
utrwala zachłanność jako najważniejszą cnotę i robi dla wiary w Boga skromne
miejsce w osobistej garderobie wierzącego. Oznacza to, że w naszych czasach
ewangeliczna maksyma: Bóg czy Mamona – okazała się prawdziwa w sposób jawny i
niezawoalowany.
Teraz, gdy walą się domki z kart, zbudowane przez Mamonę,
znikają iluzje odnośnie jedynie słusznej, dlatego, że jedynie skutecznej, drogi
cywilizacji rynkowej. Zachłanność, nawet jeśli nazwie się ją konsumpcją rozumną,
nie może niszczyć społeczeństwa. A więc, społeczeństwa Wschodu, które wybrały
Boga, postąpiły mądrzej, niż społeczeństwa Zachodu, które odwróciły się od Boga
i wybrały Mamonę.
W krajach Zachodu wierzący są prześladowani. W Stanach
Zjednoczonych, tej ostoi hegemonizmu, na przekór woli wierzącej większości,
zabroniono pozdrawiać z okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy, za zorganizowanie
choinki – nauczyciele są zwalniani. Natomiast w krajach Wschodu wiara jest żywa.
W Rosji cerkwie są pełne, ludzie pozdrawiają się z okazji świąt religijnych,
wiara żyje wśród ludzi i wpływa na solidarność społeczeństwa. Tak samo jest w
innych wschodnich krajach – w Turcji, w Iranie, w Palestynie, gdzie ludzie
wybrali solidarność, opartą na wierze – zamiast zimnego i pozbawionego
współczucia świeckiego nacjonalizmu.
Na Zachodzie podobne poglądy o zintegrowaniu wiary z tkanką
solidarnego społeczeństwa wypowiadali najbardziej uduchowieni ludzie minionego
wieku – Simone Weil i T. S. Eliot. Lecz klęska wiary i solidaryzmu utorowała
drogę do władzy liberalnemu hegemonizmowi. Należy skończyć z hegemonizmem, i
dopiero wtedy cywilizacje będą mogły szanować siebie nawzajem, a słowo
„samostanowienie” znowu nabierze sensu. Dzisiejszy czas daje nam nadzieję na
urzeczywistnienie tego marzenia.
Tłumaczył: Roman Łukasiak
|